Kim jest Darek? Hmmm... - "cudak z Pławnej, prowokator, malarz, poeta, aktor, inspirator, filozof, zbuntowany, charyzmatyczny, businessman" - to tylko kilka określeń jakie ma na swoim koncie ponad 50-letni mężczyzna, chodzący w bojówkach z rozwianą grzywą, przyozdobiony w barwne koraliki na nadgarstkach i szyi. Z zawodu jest artystą plastykiem, którego prace zawisły na ponad setce wystaw całego świata. Jego "bohomaz" (jak sam się wyraża) możemy zobaczyć między innymi na okładce filmu "Edi". Od kilku lat Miliński współpracuje z Jurkiem Owsiakiem i prowadzi na Woodstocku zajęcia artystyczne z młodzieżą, która od razu go pokochała. Warto wspomnieć, że Darek wciąga do swojej działalności zwykłych ludzi, którzy do tej pory nie mieli okazji obcować ze światem artystycznym.
Dariusza Milińskiego poznałem kilka tygodni temu na ławce obok osławionego Zamku Legend Śląskich. Na pierwszy rzut oka Darek sprawia wrażenie hipisa wiernego swojej wewnętrznej wizji świata, wrażliwego aczkolwiek wzrok ma stanowczy, przenikliwy, często nawet surowy. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że wizualne wrażenie nie różni się od sposobu wyrażania się Darka w słowach. O swoich przekonaniach mówi głośno i bez kompleksów z charakterystycznymi dla siebie metaforami. Bez wątpienia jest jednym z tych ludzi, o których mówi się - "człowiek z sercem na dłoni".
Nakłoniłem Darka aby opowiedział mi trochę o swoim świecie:
Artur Lisiński: Jakie były początki Twojej obecności w tym miejscu. Dlaczego Pławna?
Dariusz Miliński: Moja obecność w Pławnej to jest po prostu moja wybuchowa wątroba w Jeleniej Górze. Okazało się, że jestem jakby takim "Reymontowskim Chłopem", trochę "Malczewskim", malarzem śląskich legend, a wydawałoby się, że jedno wypiera drugie. Gdzieś tam z "bidy", z dziadostwa, z Jeleniej Góry przywędrowałem tu. Dowiedziałem się, że jest jakiś dom do kupienia w niekoniecznie dobrym stanie i tak się zaczęło. Jak już się jest to jakby trzeba dbać o korzenie, o energię, która z ziemi gdzieś tam się ulatnia i ja tą energię tworzenia, a jednocześnie spokój tego miejsca, pochwyciłem.
AL: Na czym polega fenomen Darka Milińskiego? Co jest potrzebne, aby spełniać marzenia?
DM: Zwykła praca. Jestem robotnikiem i przez pracę do tego wszystkiego dotarłem. Budzę się o piątej rano i zasuwam. Inni budzą się o dwunastej i mówią o zasuwaniu, projektach, realizacjach, a ja po prostu pracuję. W głowie miewam mnóstwo pomysłów. Jeden wypiera drugi i wszystko ze sobą "gada według zasad Pławnej".
AL: Prowadziłeś w tym roku zajęcia artystyczne na Woodstocku. Młodzież Cię pokochała. Jak wyglądała tegoroczna impreza oczyma Darka Milińskiego?
DM: Od pięciu lat jeżdżę na Woodstock i współpracuję z Jurkiem Owsiakiem. Jestem trochę hipisem, niby starym "rumpem", ale muszę mieć raz na jakiś czas taki "luft" żeby się oderwać od swojego świata. Odrywanie się od swojego dorosłego życia w świat woodstockowy jest to pewnego rodzaju gra, iluzja. Niemniej jednak mam dużo do powiedzenia studentom, młodym ludziom na "drodze", którzy są w trakcie dochodzenia do czegokolwiek. Nie mówię nawet, że do kariery w jakiejś tam firmie czy sławy, ale trzeba przestrzegać, że np. narkotyki czy alkohol są "przeszkadzajką", że są fajniejsze sposoby na realizację siebie.
AL: Kilka słów od Darka Milińskiego?
DM: Sama przyjemność. Jestem artystą szczęśliwym co samo w sobie jest dziwem. Często można odnieść wrażenie, że artysta to taki ktoś kto ma problemy i obrazy na półkach. Maluję 40 lat i nie nadążam obsługiwać 24 galerie, które mam w Polsce. I to jest coś. Moja rodzina trzyma się dobrze, mam czterech synów, cudowną żonę i potrafimy dzielić się tym światem z innymi. Od 15 lat organizuje plenery i przez dwa tygodnie zasuwamy. Stąd właśnie jest ta energia. Praca to wielki wynalazek. To ona jest najważniejszą "figurą" w tym wszystkim.
Darek ma już w planach budowę Arki Noego z żywymi zwierzętami w środku, a także postawienie na pobliskim wzgórzu pomnika Zbawiciela wzorowanego na brazylijskim Cristo Rei z Rio de Janeiro.
Magiczny świat legend śląskich:
Artur Lisiński: https://agart.webnode.com//